Michael Taggart, "The Beast Within", CC BY-NC 2.0 |
Robert spojrzał na elektroniczny zegar na ścianie. Było dobrze po
północy, a on ciągle siedział w biurze w suterenie. Nieprzeniknione
podziemia stały się jego domem; azylem, w którym nie musiał niczego
udawać ani niczego nikomu udowadniać. W tym miejscu znajdował wszystko,
czym żył od jakiegoś czasu. Tutaj znajdowało się główne centrum
zarządzania i tu nie niepokojony przez klientów, w większości
zblazowanych perwersów, mógł oddawać się wszelkim przyjemnościom. No,
przyjemności i popierdolony świat – tylko to mu zostało. Pieprzyć to
wszystko! Nalał sobie wódki do szklaneczki i wypił jednym haustem, lekko
się przy tym krzywiąc. Alkohol – jego wierny przyjaciel. Teraz już
jedyny...
Był tak bardzo zmęczony – zmęczony beznadziejnym życiem. Cholerne piętno
ich rodziny, pieprzona arystokracja z dziada pradziada. W tym domu nikt
nigdy nie był szczęśliwy, a chyba nawet normalny. Zawsze liczyło się
tylko dobro interesów, za wszelką cenę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.